Wakacje tuż tuż! Konferencja w szkole starszego w piątek i luuuuz jak On to mówi ;) My wakacje spędzamy w domu nie licząc kilka mini wyjazdów po okolicach + ew tygodniowy pobyt u babci w mieście (!!!)  ale jako że nasze okolice są piękne i obfitują w zalewy, rzekę to nie narzekamy :-) 

Dzisiaj chcę Wam pokazać nasze kochane Bieszczady! Zdjęcia są zeszłoroczne, ciemny obiektyw więc nie zbyt piękne ale widać na nich co chcę pokazać :-) Solina, Polańczyk - uwielbiam tam być! 

a teraz zapowiadana niespodzianka...

Wygraj mega deskę dla dziecka!


  Deska Fineasz i Ferb trafi do osoby która opowie nam najciekawszą wakacyjną historię :-) Wpisy dodajemy pod tym postem!

Zwycięzcę tym razem wybiera Jaro! Czas macie do niedzieli a potem decha wędruje do jakiegoś dziecka by wywołać uśmiech na jego twarzy :-)) Lubimy to :D
















Share this:

CONVERSATION

16 comments:

  1. Zielone wzgórza nad Solina :D:D znamy i bardzo lubimy..zazdroszcze miejsca do życia
    ...

    ReplyDelete
    Replies
    1. u nas biednie w regionie ale położenie wynagradza wszystko :-)

      Delete
  2. Będąc kilka lat temu na wakacjach w Chorwacji poszliśmy z całą rodziną na plażę. Dzieci się wykąpały i postanowiły pobawić się na piasku. Robili różnego rodzaju babki na pisaku i zamki. Wpadli na pomysł żeby zakopać w dziurze swojego brata. Tak więc zrobili. Wykopali wieeelką dziurę i wsadzili do niej Patryczka. Oczywiście porobiliśmy fotki i gdy przyszedł czas na wychodzenie Patrykowi to się nie udawało. Był tak zakopany, że nie dawał rady wyjść. Pomagaliśmy mu, ciągnęliśmy, ciągnęliśmy, aż w końcu wyciągnęliśmy ... ale Patryczek po drodze zgubił swoje majteczki. Wszyscy zaczęli się śmiać, a zawstydzony Patryczek usiadł na kocyk i czekał na wydobycie spod piasku ,przez rodzeństwo jego majteczek. hehe

    ReplyDelete
  3. Uwielbiam wakacyjne wyjazdy z dziećmi ,ale przewrotnie opowiem o wyjeździe z czasów narzeczeństwa.Góry latem są piękne i dostępne. Zatrzymaliśmy auto na tarasie widokowym i naszym oczom ukazał się telefon komórkowy. Wyglądał na nowy i drogi model.Oczy man się zaświeciły na jego widok i ( całą czwórką ,jednogłośnie ) zaczęliśmy si,ę przekrzykiwać,że człowiek będzie załamany zgubą, że trzeba oddać... Ale jak znaleźć człowieka w górach? Zadzwoniłam z tej komórki po hasło: dom. Odbiera pani ( żona mniemam ),nakreślam jej sytuację,a ona mówi ( i to zapamiętam chyba na zawsze ):"Proszę poszukać pod zbych lub pod krzysia, mżą z kochanką pojechał na wczasy i jak ona odbierze to jakoś się umówicie ". PO tym ,co usłyszałam siedziałam z rozdziawioną buzią, a moi towarzysze poszturchiwali mnie niecierpliwe, żeby dowiedzieć się co wywołało taką moją reakcję. Po krótkiej relacji stwierdziliśmy ,że dobrze jest i państwo żyją w jakimś ciekawym układzie.Pani krzysia telefonu nie odbierała,napisałam jej sms z moim nr ( gdyby ich sie rozładował)i czekaliśmy.Gdy wchodziliśmy na Czarny Staw pani krzysia zadzwoniła i tytułując się żoną umówiła się z nami na spotkanie,jak zejdziemy. Był lipiec,a my zjeżdżaliśmy na płaszczach przeciwdeszczowych po śniegu przy Morskim Oku, potem zbiegaliśmy na dół,jak szaleni mijając bardzo zdziwionych turystów. W zamian za znalezienie komórki pan zasponsorował nam obiad. Takie rzeczy wracają, kilka lat później nie mając nawet tego świadomości zgubiłam swoją komórkę i sąsiadka po zdjęciu dziecka na ta;pecie poznała do kogon ależy :D

    ReplyDelete
  4. Moja opowieść nie za wesoła ale pouczająca.Na pewno nie zapomnę tych uczuć, które przeżyłam w wakacje 2012 roku ;)
    Poprzednie wakacje mieliśmy bardzo pracowite. Generalny remont, domu. Jedni fachowcy na dachu, inni na rusztowaniu, jeszcze inni w piwnicy przy centralnym grzebali. trójka dzieci, która też wymagała od nas uwagi i zainteresowania.Oboje z mężem bez urlopu, do pracy na zmiany, albo do sklepu bo znowu czegoś zabrakło. Byliśmy tak tym wszystkim zmęczeni, że koszenie trawy odkładaliśmy z tygodnia na tydzień.Coraz dalej i dalej. A trawka rosła i rosła. Sięgała kolan. Gdy pewnego dnia, między zerkaniem na rusztowanie a dach spostrzegłam, że nasz 9 miesięczny synek raptem zapadł się pod ziemię. Mały w trakcie remontu nauczył się chodzić, ale szło mu to dość nie poradnie. Wiedziałam, że nie mógł odejść daleko. Jednak narobiłam szumu, krzyku i lamentu. Wszyscy jak jeden mąż, zostawili swoją pracę i pomagali mi szukać. Kiedy po 10-15 minutach szukania, usiadłam i zaczęłam trzęsącymi się rękami wykręcać nr alarmowy. Coś przykuło moją uwagę. Wyglądało jak kawałek styropianu, wystający z trawy. Nie wiem czemu podeszłam do niego. I znowu narobiłam wrzasku. Znalazłam synka śpiącego w trawie. Jakim cudem nikt z nas go wcześniej nie zobaczył, nie wiem. Mały spał smacznie i tylko kawałek pampersiaczka nad trawę wystawał. Radość i szczęście jakie mnie w tedy ogarnęły są nie do opisania. Od tamtego czasu minął prawie rok. Nauczyło mnie to dwóch rzeczy. Po pierwsze nigdy nie spuszczam syna z oczu.Po drugie co tydzień koszę trawę, choćby nie wiem co się działo ;)

    ReplyDelete
  5. W czasie kiedy przebywaliśmy z mężem na wakacjach u mojego taty w Toruniu spontanicznie wybraliśmy sie nad morze. POLSKIE - PIĘKNE - NASZE... Pierwszy raz na oczy zobaczyłam naprawdę zachwycający widok z pomostu w Sopocie. Piękny i zachwycający. Nie wiadomo było gdzie jest granica miedzy wodą, a niebem...Napawałam się duża chwilkę po czym trosze mój zachwyt ostudziła no nic innego jak czystość plaży. Ale cóż tu się było spodziewać w końcu tu też byli Polacy i ślady po nich... Być może kąpielówki i butelki pozostawione na piasku były oznaką że chcą jeszcze tu wrócić. Jednak nie postanowiłam zostawić żadnej swej garderoby, a butelki nie posiadałam niestety żadnej :PA najpiękniejsze było to ze pierwszy raz nad morzem byłam z naszym Skabem pod serduchem…

    ReplyDelete
  6. Piękne zdjęcia!!!! Od razu napiszę , że my w konkursie nie będziemy uczestniczyć ;) Deskę mamy identyczną ;)
    My też wakacje spędzimy zapewne w okolicy naszego miejsca zamieszkania. Trójmiasto jest dość urokliwe. Jednak z drugiej strony szkoda nam pieniędzy na jakieś zagraniczne podróże jak w Polsce takie wspaniałe miejsca. Zawsze ciągnie nas nad jezioro , do lasu , na spacery po polach...i dzieciaki to uwielbiają. Więc czego chcieć więcej ?
    Pozdrawiamy!

    ReplyDelete
  7. Zazdroszczę takich pięknych widoków :)
    W konkursie nie weźmiemy udziału, bo niestety nie wybieramy się na dłużej nad wodę, ale życzymy powodzenia wszystkim walczącym o super deskę :)

    ReplyDelete
  8. My zazwyczaj wypadamy na basen, ze względów finansowych. W każdy rok, próbujemy chociaż na cały dzień pojechać nad wodę, gdzie nie słychać szumu ulic, zgiełku miasta.

    Moja wakacyjna historia, zaczęła się 5 lat temu, była wakacyjną znajomością, wakacyjnym zauroczeniem. Piesze wycieczki, rowerowe przejażdżki. Długie rozmowy wieczorową porą. I tak nasza wakacyjna znajomość trwa do dziś. Już nie znajomość już jako rodzina. I akurat wakacyjna przygoda to mój synek który akurat dziś ma urodzinki :)

    ReplyDelete
  9. 2 lata temu wybraliśmy się do dziadków na wieś. 3 letni Szymciu bardzo zachwycony zagrodą dziadka w której były kozy, krówki, kaczki, kury, baranki itp nie chciał z niej w ogóle wychodzić ;)
    Pewnego ranka wstał wcześnie aby zobaczyć co dziadek robi w zagrodzie. Dziadek akurat strzygł owce.
    Mały Szymciu zapytał go po co to robi, więc dziadek odparł że z owczej wełny robi się dywany, kapcie i inne rzeczy.
    Szymciu chwilę się zastanowił po czym zamilkł.
    Kiedy do zagrody weszła ciocia która miała zrobioną świeżą trwałą na głowie, Szymek spojrzał na nią i zrobił wielkie oczy.
    W tym czasie dziadek wziął herbatkę aby się napić.
    Szymek spojrzal na ciocię, potem na wełnę i zapytał dziadka:
    Dziadek? A czy zrobisz też dla Basi taką perukę i pomalujesz ją farbkami?

    Dziadek popluł się herbatą a ciocia zbladła :D

    ReplyDelete
  10. najciekawsza wakacyjna historia :) hmm mało ich mamy bo mało wyjezdzamy wakacje to u nas gorący okres w pracy i rzadko się zdarza ale od kąt mamy dzieci staramy się wyjezdzać ale nie porą wakacyjną a wakacje robimy wiosną lub jesienią tak było rok temu wyjechaliśmy z inną parą i dziecmi oni z synek i my z synek na kilka dni nad morze jeden dzień naszych wakacji był bardzo ciekawy rano w hotelu zapukało do naszych drzwi mała dziewwczynka twierdząć że jest narzeczoną mojego syna który jeszcze spał dziewczynka 4 latka szybko przyleciała jej mama i ją zabrała. po sniadaniu nasi synowie moj i znajomych zrobili nam psikus szukałam swojej bluzeczki którą bardzo lubiłam okazało się że jej chyba zapomniałam wychodząc z hotelu nad morze umówiliśmy się ze znajomymi przed hotelem i co zobaczyłam moją koleżankę w mojej bluzce moj syn jej podarował z pozdrowieniami ode mnie a ja w swojej walizce znalazłam jej koszulkę :) syn wie jak wazny dla mnie jest aparat na wycieczki i że się z nim nie rozstaję kiedy wyszlismy wieczorem na spacer nad morze wziełam aparat jak że inaczej gdy doszlismy do celu chciałam zrobić zdjecia okazało się że nie ba baterii chłopcy wyjeli akumulatorek i zostaliwi w pokoju :) takie oto figlarze z dzieci :) mają pomysły :) a ja teraz wiem ze jak jechac to tylko samej z mezem ewentuanie z dziecmi ale tylko swoimi :)

    a deska rewelacja :) Fineasz i Ferb przyjaciele mojego Piotra :)
    trzymam za siebie kciuki :)

    ReplyDelete
  11. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  12. Moja historia być może wydaje się banalna, jednak dla mnie jest ona najcenniejszym wspomnieniem wakacyjnym, które skrzętnie przechowuję w pamięci i która nauczyła mnie jednego: nieważne gdzie, ważne z kim.
    Pamiętam, jak będąc nastolatkiem zazdrościłem dzieciakom, którym rodzice fundowali wakacje zagraniczne. Ja o takich mogłem tylko pomarzyć! Stąd też, gdy rodzice poinformowali mnie, że wyjeżdżamy na wieś do dziadków, nie kryłem swojego niezadowolenia. A co ja mam tam niby robić? - myślałem. Z dala od domów, wśród łąk i pól, w pobliżu żadnego jeziora ani lasu i w dodatku caultkie dwa tygodnie! Niestety chcąc czy nie chcąc jechać musiałem. Pierwszego dnia miałem już dość: nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Jednakże, gdy dnia następnego zjechała dalsza rodzina dostrzegłem światełko w tunelu, zwłaszcza że wśród niej było aż jedenaścioro dzieci. Ciekawe gdzie będziemy jeść i spać? - przemknęło mi przez . Moi dziadkowie mają bowiem malutki dwupokojowy domek. Odpowiedź na moje pytanie przyszła bardzo szybko. Dziadek rozstawił na podwórku wielki własnoręcznie zrobiony drewniany stół z dwoma ławkami wokół, a w sadzie rozbił namioty.Przyjemności jedzenia posiłków wspólnie w tak licznym gronie i nocowania pod gołym niebem nie zapomnę do końca życia. Zwłaszcza, że babcia dopieszczała nasze podniebienia, serwując to, na co mieliśmy ochotę. I tak na śniadanie były kopytka, na obiad pierogi, a na kolację kluski śląskie!!! A czas wolny? Oj nie wiało nudą, bo pomysłów nam nie brakowało! Graliśmy w ukryte skarby, pomidora, zimne ognie, wyprowadzaliśmy krowy a nawet piekliśmy chleb! Pewnego dnia podczas zabawy w chowanego, najmłodszy z nas Piotrek, schował się tak dobrze, że nie mogliśmy go znaleźć przez całe popołudnie. Obszukaliśmy dosłownie wszystko! Gdy zaalarmowaliśmy rodziców, ci wpadli w panikę. Babcia pojechała nawet rowerem prosić policję o wsparcie! I wiecie co się okazało? Otóż mój pomysłowy kuzyn wszedł do budy Miśka i tam razem z nim zasnął! Radość, gdy się okazało,że nic mu się nie stało była przeogromna.
    Dziś, sam jako ojciec, chciałbym mojej córce, poza pokazywaniem wspaniałych miejsc, dać taki tydzień wakacji.

    Pozdrawiam
    r_pacholski@wp.pl

    ReplyDelete
  13. Na hasło wakacyjne wspomnienie przychodzi mi na myśl od razu lato, kiedy miałam 12, może 13 lat. Do naszej sąsiadki na wakacje przyjeżdżali dwaj siostrzeńcy w moim mniej więcej wieku, do tego ja z siostrą i koleżanka z sąsiedztwa... pomysłów do zabaw nam nie brakowało. Uparliśmy się na zrobienie sobie domku na drzewie, by mieć swoją "bazę". Teraz to wydaje mi się takie śmieszne, ale wtedy z ogromnym zaangażowaniem zbijaliśmy przerdzewiałymi gwoździami wyjętymi z jakichś okolicznych płotów przegniłe i spróchniałe deski, święcie wierząc w powodzenie przedsięwzięcia. No i udało się, a głową całego projektu by D. Ten D. obiekt westchnień wszystkich okolicznych dziewczyn. Najlepszy w wyszukiwaniu desek, ich zbijaniu; taki co biega najszybciej, wejdzie najwyżej i niczego się nie boi;) No i pod tym właśnie D. nasz domek nieszczęsny się załamał, skończyło się to ręką w gipsie i kategorycznym zakazem budowania czegokolwiek gdziekolwiek. Jednak co to dla nas. Jak nie puszczali drzwiami, wchodziło się oknem. No i właśnie oknem weszliśmy do starego, opuszczonego domu. To dopiero była zabawa. Rzecz jasna zupełnie nielegalna, ale kto by się tym przejmował. Pamiętam, że mieliśmy swoje hasła, robiliśmy jakieś patrole czy nikt nie idzie i przeszukiwaliśmy dom, znajdując skarby takie jak stary gramofon, jakieś dokumenty... jednak nie to było najważniejsze - w swej kryjówce robiliśmy niecne rzeczy, próbowaliśmy podprowadzonych papierosów i nieco wstawiliśmy się kosztując odlanej babcinej nalewki. To były czasy... Pozdrawiam gorąco.

    ReplyDelete
  14. Historii wakacyjnych mam wiele, jedne są śmieszne inne smutne.. ale żadnej z nich nie żałuję, one mnie definiują, każda z nich mnie czegoś nauczyła. Grunt to wyciągać naukę ze swoich poczynań ;) Nie mogąc się zdecydować na jedną historię opiszę dwie, jedną na konkurs a drugą tak poza konkursem ;)

    Gdy skończyłam liceum i dostałam się na studia stwierdziłam, że nie chciałabym nadwyrężać i tak już skromnego budżetu moich rodziców dlatego też pomyślałam, że rozwiązaniem będzie praca za granicą, na okres wakacji. Z pomocą przyszła siostra mojej przyjaciółki, która właściwie i mnie traktowała jak siostrę, bo u przyjaciółki przesiadywałam całymi dniami od lat i poznała mnie dość dobrze zanim wyjechała za lepszym życiem do Anglii. Dała mi pracę w sklepie mięsnym pod Londynem, z angielskim u mnie całkiem dobrze więc byłam drugim sprzedawcą. Sklep ten był dziwny, bardzo duży i taki "rozwleczony". Jak się do niego wchodziło była lada z wędlinami i ogólnie gotowymi przetworami i kasa a dalej pod ścianą była lada z mięsem, tam też było miejsce, w którym można było pokroić wędliny czy też mięso. Po jakimś miesiącu pracy już zostawiali mnie samą za ladą - z jednej strony cieszyłam się, że mi ufają i wierzą we mnie z drugiej zaś niezły zapieprz za przeproszeniem.. któregoś dnia miałam taki zakręcony dzień, tyle ludzi, połowa dnia a ja już padałam z nóg no i przyszedł afroamerykanin (chyba nie wypada mówić "murzyn"?) i był tak marudny, zamiast powiedzieć od razu co chce to mnie tak ganiał od jednej do drugiej lady, a to 5 plasterków tego, a to zmieli mi pani to, a to może jednak tego nie tamtego.. jezu jak ja się wkurzyłam! Taka zmęczona, spocona i mająca wszystkiego już dosłownie dość zaczęłam pod nosem po polsku kląć no a ten facet dalej swoje i dalej mnie gania w końcu tak się maga wkurzyłam i po polsku walnęłam mu taką litanię i wiązkę, że aż mi ulżyło. Może nie będę dosłownie przytaczać co powiedziałam bo i nie wypada, pokrótce i innymi słowy powiedziałam, że co on sobie wyobraża ścigając mnie tak od lady do lady, że mam dość, jestem zmęczona a on zachowuje się jak baba podczas okresu.. jezu jakie było moje zdziwienie albo raczej szok, przerażenie i wstyd jak on łamaną polszczyzną powiedział coś w stylu "psieplasiam, ja nie chcieć robić problem, ja rozumieć, pani zmęczona" i coś jeszcze. Uwierzcie mi z tego wszystkiego to ja nawet do końca nie pamiętam co on powiedział. Ja czerwona jak burak, on taki zakłopotany.. od słowa do słowa okazało się, że ma żonę Polkę, kocha Polskę i wszystkie kobiety polskie itd.. ja głupia nie pomyślałam, że przecież już wtedy Polacy masowo wyjeżdżali za pracą i wszędzie ich pełno.. teraz jak o tym myślę to się śmieję, jak komuś opowiadam to wszyscy się śmieją ale wtedy do śmiechu mi nie było, pomyślałam nawet, że moja przygoda z pracą się skończy ale ten facet był naprawdę miły i powiedział, że się nic nie stało i to on zaczął mnie przepraszać za to zamieszanie itd.. no mówię Wam wyglądałam jak czerwony burak, a oczy musiałam tak ze zdziwienia wybałuszyć, że widok musiał być komiczny..

    Pozdrawiam serdecznie!
    Aśka S., siwucha007@o2.pl

    ReplyDelete
    Replies
    1. druga historia taka poza konkursem miała miejsce na mojej działce. Razem z kuzynką spałyśmy na działce pod namiotem pod pretekstem mini biwaku, prawdą jednak było to, że chciałyśmy niekontrolowane chodzić na koncerty.. któregoś razu wracając z koncertu TSA bodajże gdzieś mniej więcej koło 4 rano położyłyśmy się w tym namiocie spać tak jak stałyśmy, gdzieś po jakiejś godzinie może dwóch czuję jak taki mega ciężar zwala mi się na nogi otwieram oczy a tam mój własny ojciec gramoli się do namiotu (dodać w tej chwili trzeba, że do ojca przyjechał kolega z młodości - Artur, nie widzieli się bardzo długo i razem zabalowali) ojciec nie chcąc budzić mamy, która raczej zadowolona by nie była stwierdził, że przyjdzie spać do nas do namiotu.. opieprzając ojca, że pijany nas budzi i w ogóle jak on tak może się dziecku na oczy pokazywać (a w duchu dziękując bogu, że po koncercie od razu przyszłyśmy do namiotu - jakby nas nie było SZLABAN DO KOŃCA WAKACJI) a ojciec taki przerażony mówi do mnie - Asia Ty wierzysz w UFO? ja już nieźle rozbawiona mówię mu, że pijany, żeby kładł się spać a on - Asia bo Artur dotkną słupa i znikną! w tym właśnie momencie pierwszy raz w życiu ze śmiechu niemalże popuściłam, śmiałam się dobrych 15 minut.. kazałam ojcu pójść spać, rano jak się przebudził powiedział, że jeden poszedł zrobić siku z jednej strony słupa w krzaki, drugi z drugiej i zamiast się do tego słupa wrócić każdy poszedł w swoją stronę.. nie wiem co oni wtedy pili ale żałowałam, że nie zostało dla nas ;) Takie to właśnie UFO porwało ojca kolegę.. wiem wieje patologią, ale mój ojciec wbrew pozorom to zwyczajny facet, który pije od wielkiego dzwonu.. może to właśnie dlatego tak go wzięło? Do tej pory czasami pytam się ojca "tato a czy ty wierzysz w ufo?" hehe

      Delete